Dziś historia z cyklu „Chwalmy się!”. Jeżeli jesteś w gronie tych wykonawców, którzy uważają umowy z sektorem publicznym za (delikatnie rzecz ujmując) niezbyt sprawiedliwe, mam dla Ciebie dobre wiadomości.
Wczoraj popołudniu, moja kancelaria zakończyła sukcesem spór sądowy zainicjowany przez naszego klienta na gruncie umowy o roboty budowlane zawartej w reżimie Prawa zamówień publicznych.
O co chodziło? O potrącone z wynagrodzenia kary umowne. A raczej o ich wysokość. Ale po kolei…
Błędy bywają kosztowne
Zamawiający zlecił mojemu klientowi wykonanie dość skomplikowanych robót dofinansowanych z funduszy UE. Prace postępowały bardzo sprawnie. Na tyle, że udało się wykonawcy zgłosić gotowość do odbioru blisko miesiąc przed wyznaczonym terminem.
Wtedy wydarzyła się rzecz dość niecodzienna… Zamawiający zapytał wykonawcę o możliwość przesunięcia umownego terminu realizacji zamówienia o miesiąc naprzód. Nie wnikając w szczegóły – miał ku temu powody, które przedstawił na piśmie. Wykonawca zgodził się na zawarcie aneksu. W takich okolicznościach pojawiła się jednak po jego stronie konieczność stosownego wydłużenia terminu obowiązywania umowy z jednym z podwykonawców, który zapewniał kierownika budowy. Tak dla formalności – w końcu prace były de facto wykonane.
W nowo ustalonym przez strony terminie doszło do formalnego odbioru robót. Wkrótce potem zamawiający zorientował się, że brakuje mu w posiadanej dokumentacji projektu aneksu umowy podwykonawczej i kopii zawartego aneksu, o którym wspomniałem wyżej. I fakt, wykonawca zapomniał o przedłożeniu tych dokumentów w terminie. Zrobił to niezwłocznie po wezwaniu zamawiającego, niemniej przysłowiowe mleko zdążyło się rozlać…
Efekt? Naliczenie i potrącenie z ostatniej transzy wynagrodzenia kwoty ok. 160 000 zł kary umownej za wspomniane uchybienie formalne. W konsekwencji, doświadczony wykonawca, który należycie wykonuje zamówienie publiczne, bardziej niż terminowo, staje „frontem do klienta” godząc się na późniejsze otrzymanie wynagrodzenia, otrzymuje za swoją postawę karę.
Niezbyt przyjemnie, prawda?
Rażąco wygórowana kara umowna
Sprawa trafiła do sądu okręgowego, który przyznał rację wykonawcy miarkując karę umowną z ok. 160 000 zł do poziomu niecałych 3 000 zł (!!!). Zwróć więc uwagę – sąd nie uznał, że kara była nienależna. Uznał, że była za wysoka. Zwyczajnie niesprawiedliwa.
Jak się domyślasz, zamawiający wniósł apelację. Wczoraj sąd drugiej instancji ją oddalił podtrzymując wyrok sądu okręgowego. Podzielił też jego argumentację, dodając jednak niezwykle ciekawe zdanie. Parafrazując ustne uzasadnienie wyroku, w ocenie sądu apelacyjnego:
W umowie o roboty budowlane chodzi o to, by prace zostały wykonane terminowo i w odpowiedniej jakości. Zatem kary umowne powinny dotyczyć właśnie tych aspektów. Nakładanie na wykonawcę dotkliwych sankcji finansowych za drobne uchybienia formalne, które ani jakości, ani terminowości nie dotyczą, nie może zyskiwać aprobaty sądu.
Ciekawie, prawda? Jako zwolennik partnerskich relacji między zamawiającymi i wykonawcami oraz jako pełnomocnik w opisanej sprawie, mam ogromną satysfakcję z uzyskanego rozstrzygnięcia.
Wnioski? Warto walczyć o swoje. Umowy o zamówienia publiczne są z reguły nienegocjowalne. O braku w nich zdrowego balansu interesów stron nie muszę Ci pewnie wspominać. Nie oznacza to jednak, że musisz godzić się na każde arbitralne rozstrzygnięcie zamawiającego. Nawet jeśli pozornie umowa daje mu takie prawo. Walcz o swoje. Wyroków chroniących wykonawców jest coraz więcej. W mojej sprawie udało się odzyskać ok. 97% dochodzonej od zamawiającego kwoty (roszczenie główne i odsetki). Czy gra jest warta świeczki? Odpowiedz sobie sam:)
Nowe Prawo zamówień publicznych – oddech dla wykonawców?
PS: Pewnie już słyszałeś, ale Sejm uchwalił wczoraj nowe Prawo zamówień publicznych. Dłuższe, ale lepsze. I prowykonawcze. Czy wiesz, że zawiera ono nowe wymogi co do kształtowania treści umów w sposób dalece bardziej honorujący słuszne interesy wykonawców? Oby udało się ukończyć proces legislacyjny jeszcze w tej kadencji!
{ 0 komentarze… dodaj teraz swój }