Prowadząc praktyczne szkolenia z zakresu prawa zamówień publicznych bardzo często spotykam się z wykonawcami z różnych branż. To dla mnie nie tylko przemiła odskocznia od klasycznej pracy radcy prawnego, ale także kopalnia ciekawych historii z życia „zamówieniowców”.
Na jednym ze szkoleń, w ramach części poświęconej środkom ochrony prawnej miała miejsca niezwykle ciekawa dyskusja dwóch uczestników szkolenia, którzy zaprezentowali skrajnie różną optykę na kwestię spierania się z zamawiającym przed Krajową Izbą Odwoławczą. Co ciekawe, oba stanowiska zbudowane zostały w oparciu o podejście biznesowe.
Jeden z uczestników powiedział mniej więcej tak:
Przetargi to biznes, tyle, że z sektorem publicznym. A jak wiadomo – biznes to relacje. Czy spory wpływają pozytywnie na relacje? Na pewno nie. Po co więc mam narażać się zamawiającemu odwołaniem? Może będę potrzebował jego przychylności w innych okolicznościach? Gra nie jest warta świeczki.
Drugi z uczestników podszedł do sprawy zgoła inaczej:)
Panie Damianie, biznes to relacje, partnerstwo. Czy będę uznawany za poważnego partnera jeśli nie zareaguję stosownie na jawną próbę naruszenia moich interesów? Co pomyśli o mnie zamawiający jeśli biernie dam się wykluczyć z postępowania, mimo, ze nie ma ku temu podstaw? Należy walczyć o swoje. Wyroku nie przewidzę, ale zyskam szacunek. A to w biznesie waluta warta często więcej niż sympatia ze strony publicznego kontrahenta.
A Tobie która filozofia jest bliższa?:)
{ 2 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }
Bardzo ciekawa refleksja.
Ja zauważam, że często wykonawcy podchodzą do tego tematu, tak jak pierwszy uczestnik – to znaczy dla świętego spokoju wolą nie kwestionować decyzji zamawiającego, żeby nie popsuć sobie relacji przy kolejnych przetargach.
Uważam jednak, że nie jest to właściwe podejście. Jeżeli zamawiający jest dojrzały, a odwołanie napisane profesjonalnie, to zamawiający nie potraktuje odwołania do KIO jako personalny atak w jego stronę. Co więcej, takie odwołanie może być właśnie okazją do nawiązania jakiejś relacji, wejścia w kontakt i pokazania swojego profesjonalizmu.
Zdecydowanie popieram uczestnika numer 2 ; – )
Panie Dawidzie, dziękuję za komentarz.
Zgodzę się, że niektórzy wykonawcy faktycznie nie chcą „narażać się” Zamawiającemu. Są nawet branże, w których jest to szczególnie widoczne;) Czasami jednak taka postawa idzie o krok za daleko. Warto rozróżnić uzasadnioną ochronę swoich interesów od 'pieniactwa procesowego’. To drugie faktycznie może naruszać pozytywny obraz profesjonalnej firmy. To pierwsze – absolutnie nie. Przynajmniej według mnie:)
Pozdrawiam!